Forum Top Model Top Model
Forum dla fan�w mody i projektowania

FAQ FAQ    Szukaj Szukaj   Lista uytkownikw Użytkownicy   Regulamin Regulamin

 Profil Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj Zaloguj
Mroczne Anioły

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Top Model Strona Główna -> Top Czytelnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Wartto pisać dalej??
Tak
85%
 85%  [ 6 ]
Nie
14%
 14%  [ 1 ]
Wszystkich Głosów : 7

Autor Wiadomość
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sro Lis 26, 2014 7:35 pm    Temat postu: Mroczne Anioły
Odpowiedz z cytatem
Część pierwszą-Bunt


Prolog


Ciemnowłosa dziewczyna jak najciszej umiała wyślizgnęła się spod satynowej pościeli. Wyszła na balkon. Spojrzała za siebie jeden raz, potem kolejny, aż w końcu upewniła się, że towarzyszący jej tego wieczoru chłopak głęboko śpi.
Wzięła głęboki wdech, uśmiechnęła się do siebie.
- Zadanie wykonane-szepnęła w ciemność. Przymknęła oczy i ściskając w dłoni mieniący się zieloną poświatą kamień, przeskoczyła barierkę balkonu...
Leciała...
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
zosik_1i2



Dołączył: 23 Gru 2013
Posty: 6936

PostWysłany: Sro Lis 26, 2014 8:05 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
PISZ DALEJ!!! Świetnie się zapowiada ! ;D

Btw, zapraszam do przeczytania mojego opowiadania- <<zas c;
_________________

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Diddlina



Dołączył: 22 Kwi 2014
Posty: 9560

PostWysłany: Sob Lis 29, 2014 12:36 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
zosik_1i2 napisał:
PISZ DALEJ!!! Świetnie się zapowiada ! ;D

Btw, zapraszam do przeczytania mojego opowiadania- <<zas c;

Właśnie,więcej ! ! ! ;3
_________________

♥Zu♥Marli♥Marmu♥Wampirek♥Arti♥

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sob Lis 29, 2014 7:44 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
"Pieniądze są warunkiem sukcesu
więc zanim się umówimy
Jaki jest twój adres?"
Lana Del Rey "National Anthem"


Rozdział pierwszy
Plac Cudów


Uśmiechnęła się. Niejeden mężczyzna dałby się zabić za ten uśmiech, ale ona uśmiechała się bardzo rzadko. W dodatku tylko do jednej osoby. Stał na szczycie schodów Londyńskiego internatu, ściskając w zmarzniętych rękach kilka antyram.
- Hej Laleczko*!-zawołał, gdy w końcu stanęła na ostatnim ze stopni. Tylko on mógł tak do niej mówić. Przede wszystkim tylko on mógł używać jej pełnego imienia. Nikt inny...
- Czego chcesz Bientot?-zapytała podejrzliwie, odgarniając z czoła kruczoczarne włosy. Roześmiał się.
- Może masz dla mnie małe Espresso?-odpowiedział pytaniem na pytanie swoim uwodzicielskim głosem. Ich przyjaźń była dziwna i opierała się na jeszcze dziwniejszych zasadach. On był jedynym mężczyzną w jej życiu, który wiedział kim naprawdę jest, a ona jedyną kobietą, która nie dawała się "złapać" na ten pełen arogancji, a jednocześnie kurtuazji ton. Uśmiechnęła się i wpuściła go do środka. Od razu rozsiadł się na jednej z sof . Nastawiła ekspres i rzuciła w kąt kurtkę, po chwili na podłodze znalazły się również lakierowane szpilki.
- I co ciekawego w domciu?-roześmiał się. Wiedział, że nie utrzymuje kontaktu z rodziną odkąd przysłali ją do Londynu, do szkoły z internatem. Uśmiechnęła się znad blatu.
- Przysłali mi czek z okazji świąt. Spaliłam go.
Zrobił zdziwioną minę.
- Ciotunia pamiętała, że żyjesz?
Podała mu kubek z parującym płynem i usiadła obok.
- Powiedzmy, że troszkę im o sobie przypomniałam.
Bientot wyprostował się.
- Co zrobiłaś?
Odrzuciła włosy z ramion.
- Podałam ich adres do wystawienia rachunku.
- W ilu sklepach?
- Kilku.
Odstawił prawie pusty kubek na ławę.
- Nie zabili cię?
Nie dostał odpowiedzi, bo dziewczyna podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Zapaliła papierosa i dopiero potem odwróciła się z powrotem w jego stronę.
- Zadowoleni nie byli-uśmiechnęła się zadziornie. Byli na nią wściekli. Ciotka zadzwoniła do niej, ale telefon odebrał jakiś chłopak od Lilith.
- Oj Dolly-westchnął ciężko Bientot.
- No co?
- Nic...
Wstał, zgarnął swoje antyramy i po chwili był już przy drzwiach.
- Przyjdziesz dzisiaj?-zapytał w progu. Przygryzła wargę.
- Postaram się.
Uśmiechnęli się, oboje wiedzieli, że kto jak kto, ale Dolly-stała bywalczyni Placu Cudów- nie opuściłaby kolejnej Nocy Opowieści.
- Do wieczora-powiedział szybko, gdy na schodach rozległy się czyjeś kroki.
- Znowu tu był-stwierdziła kwaśno Bianca po wejściu do pokoju. Dolly przewróciła oczami.
- Przeszkadza ci to?-zapytała. Blondynka zaczęła poprawiać makijaż przed lustrem.
- Może-odpowiedziała, poprawiając rozmazany tusz do rzęs-Idziemy wieczorem na Plac?
- Mhm.
Bianca uśmiechnęła się do swojego odbicia. Była prawdziwym ucieleśnieniem perfekcji. Idealnie pofarbowane włosy, bez żadnych odrostów świadczącym o tym, że kiedyś nie były one koloru blond, orzechowe oczy okalane równo umalowanymi rzęsami i nienaganny ubiór były jej cechami szczególnymi, które usiłowała również nadać Dolly. Spojrzała na koleżankę.
- Noc Opowieści-było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Czarnowłosa kiwnęła głową. Bianca uśmiechnęła się.
- Wiedziałam.
Na Plac Cudów dotarły minute przed północą. Dolly pociągnęła Biancę za sobą do zmalowanego sprośnym grafiti tunelu.
- Nie mamy czasu-szepnęła.
Prawie wszystkie ławki były zajęte, ale przy jednej stał Bientot i czekał na nie. Przywitał się krótko z Biancą i uściskał Dolly.
- Znalazłyście tłumaczy?-pytał cicho. Dolly pokręciła głową.
- Myślisz, że gdzieś jeszcze jest miejsce?
Wzruszył ramionami.
- Jak zawsze przy francuskim i włoskim.
Bianca odwróciła się na pięcie.
- Przystojne Włoskie ciasteczko, nadchodzę!-zawołała i zostawiła Bientota i Dolly. Brunetka westchnęła ciężko.
- No to został mi francuski-powiedziała z nutą zawodu w głosie. Bientot był pół Włochem-pół Hiszpanem, więc te dwa języki miał opanowane do perfekcji. Uśmiechnął się do przyjaciółki.
- Baw się dobrze-powiedział, cmokając ją w czoło.
Zajęła miejsce i czekała cierpliwie aż zacznie się opowieść. Mówca wszedł na podwyższenie i w tej chwili tłumacze zaczęli mówić. Jedna opowieść krążyła po Placu Cudów w kilkunastu językach, nadając temu miejscu pewnego rodzaju piękna i Dolly poczuła jak bardzo jest wzruszona. Tłumacz powtarzał każde słowo Mówcy w języku francuskim, głosem tak melodyjnym, że można by pomyśleć iż słucha się nagranego na dyktafon ludzkiego głosu.
Plac Cudów był miejscem pełnym uroku i tajemnic.
Miejscem, gdzie anioły mieszały się z ludźmi...

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

* Dolly- ang. laleczka
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”


Ostatnio zmieniony przez Jula_modelka dnia Nie Lis 30, 2014 6:25 pm, w całości zmieniany 1 raz

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
zosik_1i2



Dołączył: 23 Gru 2013
Posty: 6936

PostWysłany: Sob Lis 29, 2014 7:55 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Jak ty pięknie piszesz *.* czekam na szybki next c;
_________________

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Diddlina



Dołączył: 22 Kwi 2014
Posty: 9560

PostWysłany: Sob Lis 29, 2014 9:26 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Piękne <3
_________________

♥Zu♥Marli♥Marmu♥Wampirek♥Arti♥

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sob Gru 06, 2014 11:40 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Jostein Gaarder

Ja­ka właści­wie jest różni­ca między aniel­ski­mi łza­mi, a aniołami z łez?



Rozdział Drugi
On


Wyjęła z torby ciężki segregator i położyła go na ławce. Chwilę później Profesor Moore zaczął odczytywać monotonnym głosem treść "Manifeste du surréalisme*", a wszystkie znajdujące się w klasie uczennice zapisywały skrupulatnie każde jego słowo, uważając przy tym, żeby nie uronić ani kropelki cennego atramentu, który był obowiązkowy w Akademii Kylemore**, i który dyrekcja wydawała dziewczętom raz w miesiącu. Dolly z namaszczeniem postawiła kropkę nad "i", gdy Bianca pochyliła się w jej stronę.
- Chyba umrę, jeśli przeczyta jeszcze jedno zdanie-jęknęła jej do ucha. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Literatura była bez wątpienia przedmiotem, bez którego świat jej koleżanki stałby się piękniejszy. Problem polegał niestety na tym, że ojciec Bianki fascynował się książkami starymi, pełnymi archaizmów i wiadomości o dawnych obyczajach, i pragnął za wszelką cenę tę miłość wpoić córce. Bianca zaś unikała starych tomiszczy jak tylko potrafiła, a lekcje literatury były dla niej świetną okazją do patrzenia przez okno i bazgrania po czym się dało-najpierw mazała po zeszycie, gdy nauczyciel zakazał jej tego, malowała po ławce, a po karnym sprzątaniu za niszczenie wyposażenia klasy, zaczęła pisać po... rękach. Nie tylko swoich! Gdy na jej przedramionach skończyło się miejsce na wybitne "tatuaże", malowała po ręce nieświadomej niczego, spokojnie drzemiącej lub zapisującej notatkę koleżanki, która siedziała najbliżej. Dolly skończyła pisać ostatnie zdanie, a większość uczennic rozłożyła się na ławkach i drzemała spokojnie, nie zważając zupełnie na plamy z atramentu, na ich śnieżnobiałych koszulkach i czerwonych krawatkach…
Bientot czekał na nią jak zawsze pod internatem.
- Mam coś specjalnego - powiedział z tajemniczym uśmiechem i wziął ją za rękę. Pozwoliła się prowadzić-ufała mu bezgranicznie. Zatrzymali się dopiero przy postoju taksówek. Bientot podszedł do jednego z kierowców i zaczął z nim rozmawiać. Po chwili wrócił do dziewczyny.
- Wsiadaj-wskazał głową na samochód. Roześmiała się.
- Od kiedy to stać cię na taksówki?
- Od teraz.
Wsiadła do samochodu i po prostu obserwowała jak ulice, pełne klockowatych domków migały raz po raz za szybą.
Taksówkarz zatrzymał się na King’s Cross, a Bientot zapłacił za przejazd. Brunetka z niedowierzaniem patrzyła na chłopaka-jeśli ktokolwiek z jej przyjaciół miałby mieć tyle pieniędzy, to na pewno nie byłby to Bientot.
- To co teraz, panie milionerze-zapytała z uśmiechem.
- Spóźnimy się.
Uniosła brwi.
- Dokąd ty chcesz mnie wywieźć?-spytała podejrzliwie. Uśmiechnął się tajemniczo.
Na peronie ósmym było pełno ludzi, a każdy chciał zająć najlepszy przedział. Problemu nie mieli tylko pasażerowie pierwszej klasy, którzy bez przeszkód wsiadali do wypchanego ludźmi pociągu. Dolly spojrzała na Bientota pytająco.
- Poczekaj-szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się. Rozległ się gwizd i w tej samej chwili poczuła jak Bientot ciągnie ją za rękę.
Biegli, a pociąg przyśpieszał coraz bardziej. Nagle Bientot złapał za barierkę „tarasu” ostatniego wagonu i podciągnął się gwałtownie, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Jesteś totalnie rąbnięty!-zawołała, starając się przekrzyczeć huczący wiatr. Chłopak roześmiał się.
Wagony toczyły się za lokomotywą jednostajnym tempem. Dolly oparła się o barierkę. Wyglądała pięknie z rozwianymi włosami i błyszczącymi oczami.
- Gdzie to w ogóle jedzie?!-zawołała po raz kolejny. Złapał jej rękę, gdy pojawił się przed nimi zarys stacji. Ufała mu. Skoczyła z nim na tory. A potem biegła, ściskając jego dłoń. Przed siebie…
Po chwili rozpoznała stację, z której kilka lat temu odjechała, stojąc z nosem przyklejonym do szyby i suchymi łzami w oczach. Na małej, zniszczonej przez starość tabliczce, widniał biały napis „Canterbury”. Zabrał ją do domu…

---------------------------------------------------------------------
* Manifest Surrealizmu(przyp.autorki)
** Dawne opactwo, na miejscu którego postanowiłam "założyć" szkołę żeńską Wink
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Diddlina



Dołączył: 22 Kwi 2014
Posty: 9560

PostWysłany: Sob Gru 06, 2014 2:22 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Jula_modelka napisał:
Jostein Gaarder

Ja­ka właści­wie jest różni­ca między aniel­ski­mi łza­mi, a aniołami z łez?



Rozdział Drugi
On


Wyjęła z torby ciężki segregator i położyła go na ławce. Chwilę później Profesor Moore zaczął odczytywać monotonnym głosem treść "Manifeste du surréalisme*", a wszystkie znajdujące się w klasie uczennice zapisywały skrupulatnie każde jego słowo, uważając przy tym, żeby nie uronić ani kropelki cennego atramentu, który był obowiązkowy w Akademii Kylemore**, i który dyrekcja wydawała dziewczętom raz w miesiącu. Dolly z namaszczeniem postawiła kropkę nad "i", gdy Bianca pochyliła się w jej stronę.
- Chyba umrę, jeśli przeczyta jeszcze jedno zdanie-jęknęła jej do ucha. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Literatura była bez wątpienia przedmiotem, bez którego świat jej koleżanki stałby się piękniejszy. Problem polegał niestety na tym, że ojciec Bianki fascynował się książkami starymi, pełnymi archaizmów i wiadomości o dawnych obyczajach, i pragnął za wszelką cenę tę miłość wpoić córce. Bianca zaś unikała starych tomiszczy jak tylko potrafiła, a lekcje literatury były dla niej świetną okazją do patrzenia przez okno i bazgrania po czym się dało-najpierw mazała po zeszycie, gdy nauczyciel zakazał jej tego, malowała po ławce, a po karnym sprzątaniu za niszczenie wyposażenia klasy, zaczęła pisać po... rękach. Nie tylko swoich! Gdy na jej przedramionach skończyło się miejsce na wybitne "tatuaże", malowała po ręce nieświadomej niczego, spokojnie drzemiącej lub zapisującej notatkę koleżanki, która siedziała najbliżej. Dolly skończyła pisać ostatnie zdanie, a większość uczennic rozłożyła się na ławkach i drzemała spokojnie, nie zważając zupełnie na plamy z atramentu, na ich śnieżnobiałych koszulkach i czerwonych krawatkach…
Bientot czekał na nią jak zawsze pod internatem.
- Mam coś specjalnego - powiedział z tajemniczym uśmiechem i wziął ją za rękę. Pozwoliła się prowadzić-ufała mu bezgranicznie. Zatrzymali się dopiero przy postoju taksówek. Bientot podszedł do jednego z kierowców i zaczął z nim rozmawiać. Po chwili wrócił do dziewczyny.
- Wsiadaj-wskazał głową na samochód. Roześmiała się.
- Od kiedy to stać cię na taksówki?
- Od teraz.
Wsiadła do samochodu i po prostu obserwowała jak ulice, pełne klockowatych domków migały raz po raz za szybą.
Taksówkarz zatrzymał się na King’s Cross, a Bientot zapłacił za przejazd. Brunetka z niedowierzaniem patrzyła na chłopaka-jeśli ktokolwiek z jej przyjaciół miałby mieć tyle pieniędzy, to na pewno nie byłby to Bientot.
- To co teraz, panie milionerze-zapytała z uśmiechem.
- Spóźnimy się.
Uniosła brwi.
- Dokąd ty chcesz mnie wywieźć?-spytała podejrzliwie. Uśmiechnął się tajemniczo.
Na peronie ósmym było pełno ludzi, a każdy chciał zająć najlepszy przedział. Problemu nie mieli tylko pasażerowie pierwszej klasy, którzy bez przeszkód wsiadali do wypchanego ludźmi pociągu. Dolly spojrzała na Bientota pytająco.
- Poczekaj-szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się. Rozległ się gwizd i w tej samej chwili poczuła jak Bientot ciągnie ją za rękę.
Biegli, a pociąg przyśpieszał coraz bardziej. Nagle Bientot złapał za barierkę „tarasu” ostatniego wagonu i podciągnął się gwałtownie, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Jesteś totalnie rąbnięty!-zawołała, starając się przekrzyczeć huczący wiatr. Chłopak roześmiał się.
Wagony toczyły się za lokomotywą jednostajnym tempem. Dolly oparła się o barierkę. Wyglądała pięknie z rozwianymi włosami i błyszczącymi oczami.
- Gdzie to w ogóle jedzie?!-zawołała po raz kolejny. Złapał jej rękę, gdy pojawił się przed nimi zarys stacji. Ufała mu. Skoczyła z nim na tory. A potem biegła, ściskając jego dłoń. Przed siebie…
Po chwili rozpoznała stację, z której kilka lat temu odjechała, stojąc z nosem przyklejonym do szyby i suchymi łzami w oczach. Na małej, zniszczonej przez starość tabliczce, widniał biały napis „Canterbury”. Zabrał ją do domu…

---------------------------------------------------------------------
* Manifest Surrealizmu(przyp.autorki)
** Dawne opactwo, na miejscu którego postanowiłam "założyć" szkołę żeńską Wink

Więcej !
_________________

♥Zu♥Marli♥Marmu♥Wampirek♥Arti♥

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sob Gru 06, 2014 6:06 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Diddlina napisał:
Jula_modelka napisał:
Jostein Gaarder

Ja­ka właści­wie jest różni­ca między aniel­ski­mi łza­mi, a aniołami z łez?



Rozdział Drugi
On


Wyjęła z torby ciężki segregator i położyła go na ławce. Chwilę później Profesor Moore zaczął odczytywać monotonnym głosem treść "Manifeste du surréalisme*", a wszystkie znajdujące się w klasie uczennice zapisywały skrupulatnie każde jego słowo, uważając przy tym, żeby nie uronić ani kropelki cennego atramentu, który był obowiązkowy w Akademii Kylemore**, i który dyrekcja wydawała dziewczętom raz w miesiącu. Dolly z namaszczeniem postawiła kropkę nad "i", gdy Bianca pochyliła się w jej stronę.
- Chyba umrę, jeśli przeczyta jeszcze jedno zdanie-jęknęła jej do ucha. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Literatura była bez wątpienia przedmiotem, bez którego świat jej koleżanki stałby się piękniejszy. Problem polegał niestety na tym, że ojciec Bianki fascynował się książkami starymi, pełnymi archaizmów i wiadomości o dawnych obyczajach, i pragnął za wszelką cenę tę miłość wpoić córce. Bianca zaś unikała starych tomiszczy jak tylko potrafiła, a lekcje literatury były dla niej świetną okazją do patrzenia przez okno i bazgrania po czym się dało-najpierw mazała po zeszycie, gdy nauczyciel zakazał jej tego, malowała po ławce, a po karnym sprzątaniu za niszczenie wyposażenia klasy, zaczęła pisać po... rękach. Nie tylko swoich! Gdy na jej przedramionach skończyło się miejsce na wybitne "tatuaże", malowała po ręce nieświadomej niczego, spokojnie drzemiącej lub zapisującej notatkę koleżanki, która siedziała najbliżej. Dolly skończyła pisać ostatnie zdanie, a większość uczennic rozłożyła się na ławkach i drzemała spokojnie, nie zważając zupełnie na plamy z atramentu, na ich śnieżnobiałych koszulkach i czerwonych krawatkach…
Bientot czekał na nią jak zawsze pod internatem.
- Mam coś specjalnego - powiedział z tajemniczym uśmiechem i wziął ją za rękę. Pozwoliła się prowadzić-ufała mu bezgranicznie. Zatrzymali się dopiero przy postoju taksówek. Bientot podszedł do jednego z kierowców i zaczął z nim rozmawiać. Po chwili wrócił do dziewczyny.
- Wsiadaj-wskazał głową na samochód. Roześmiała się.
- Od kiedy to stać cię na taksówki?
- Od teraz.
Wsiadła do samochodu i po prostu obserwowała jak ulice, pełne klockowatych domków migały raz po raz za szybą.
Taksówkarz zatrzymał się na King’s Cross, a Bientot zapłacił za przejazd. Brunetka z niedowierzaniem patrzyła na chłopaka-jeśli ktokolwiek z jej przyjaciół miałby mieć tyle pieniędzy, to na pewno nie byłby to Bientot.
- To co teraz, panie milionerze-zapytała z uśmiechem.
- Spóźnimy się.
Uniosła brwi.
- Dokąd ty chcesz mnie wywieźć?-spytała podejrzliwie. Uśmiechnął się tajemniczo.
Na peronie ósmym było pełno ludzi, a każdy chciał zająć najlepszy przedział. Problemu nie mieli tylko pasażerowie pierwszej klasy, którzy bez przeszkód wsiadali do wypchanego ludźmi pociągu. Dolly spojrzała na Bientota pytająco.
- Poczekaj-szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się. Rozległ się gwizd i w tej samej chwili poczuła jak Bientot ciągnie ją za rękę.
Biegli, a pociąg przyśpieszał coraz bardziej. Nagle Bientot złapał za barierkę „tarasu” ostatniego wagonu i podciągnął się gwałtownie, ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Jesteś totalnie rąbnięty!-zawołała, starając się przekrzyczeć huczący wiatr. Chłopak roześmiał się.
Wagony toczyły się za lokomotywą jednostajnym tempem. Dolly oparła się o barierkę. Wyglądała pięknie z rozwianymi włosami i błyszczącymi oczami.
- Gdzie to w ogóle jedzie?!-zawołała po raz kolejny. Złapał jej rękę, gdy pojawił się przed nimi zarys stacji. Ufała mu. Skoczyła z nim na tory. A potem biegła, ściskając jego dłoń. Przed siebie…
Po chwili rozpoznała stację, z której kilka lat temu odjechała, stojąc z nosem przyklejonym do szyby i suchymi łzami w oczach. Na małej, zniszczonej przez starość tabliczce, widniał biały napis „Canterbury”. Zabrał ją do domu…

---------------------------------------------------------------------
* Manifest Surrealizmu(przyp.autorki)
** Dawne opactwo, na miejscu którego postanowiłam "założyć" szkołę żeńską Wink

Więcej !






piszę piszę Wink wejdziesz na nowy temat mój?? bo to dla mnie ważne, ze względu na całą masę pomysłów Wink tutaj w "czytelni"
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sob Lut 07, 2015 7:05 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
przepraszam za długą nieobecność



Za istotę ludzką może uważać się tylko ten, kto chce być wolny.



Rozdział trzeci
Kamień


Ariel spadała w dół, pęd wiatru rozwiewał jej prawie białe włosy, a krótka sukienka w kolorze dojrzałych śliwek, powiewała jak rozpostarta flaga.
Rozwinęła skrzydła. Pozwoliła, żeby same obrały kierunek. Wyglądało to pięknie, gdy niosły ją tak swobodnie. Były częścią jej samej, więc były wolne...
Stwórca powiedział jej kiedyś, że tylko jeśli skrzydła i ona będą stanowić jedność, będą wolne. Ariel pamiętała jego słowa i, chociaż należała teraz to całkiem odmiennego Zgromadzenia, wierzyła w nie.
Była jedyna. Skrzydła innych zawsze napotykały bariery, nie były wolne, ale nie pozwalały też sobą sterować, nie słuchały. Dlatego Ariel wybrano na przywódcę, dlatego nie była do końca wolna, a samotne noce ceniła najbardziej.
Wylądowała w koronie jednego z rozłożystych starych drzew. Szanowała naturę i jej siłę w przeciwieństwie do reszty jej Zgromadzenia.
Nie...
Anioły, które odeszły od światła Stwórcy nie uznawały Zgromadzeń i ich praw.
Nazwały siebie Mrokiem...
Ariel wzięła głęboki oddech, w myślach policzyła do trzech i wyciągnęła spod sukienki najpierw cieniutki łańcuszek, a potem zawieszony na nim kamień. Zwykle był przeźroczysty, wypełniony jakby mgłą, ale tej nocy jarzył się ciemnozielonym światłem, a mgła przybrała kolor hebanu.
Coś jest nie tak, przemknęło jej przez głowę, ale wciąż tkwiła w tym samym miejscu, zastanawiając się, czy powinna poinformować resztę.
- Nie-szepnęła do siebie-Nie.
Kamień był od zawsze jej własnością, jej symbolem władzy. Nie chciała przyjąć symboli Mroku, czuła do nich wstręt i głęboką pogardę. Była inna. Lepsza od nich...

***

Dolly usiadła na oparciu jednej z ławek i rozejrzała się. Canterbury nie zmieniło się prawie wcale w ciągu ostatnich lat, te same spróchniałe drzewa, te same klockowate domki, brudne samochody, toczące się leniwie po popękanym asfalcie. Jedynie dzieci, które kiedyś biegały po ulicach, były teraz starsze, niektóre miały już swoje własne życie, rodziny, pracę.
Bientot siadł obok niej i lekko szturchnął ją w ramię.
- Nie idziesz odwiedzić ciotki?-zapytał z krzywym uśmiechem. Wzruszyła ramionami.
- Może.
Nie miała właściwie nic do stracenia. Skreślili ją, na wstępie spisali na straty, nie dali szansy, a przecież mieli ją kochać, być jej oparciem.
- Nie pójdę-powiedziała jednak. Zmarszczył brwi.
- No i moja skromna wypłata zmarnowana-mruknął. Dolly uśmiechnęła się.
- Wcale nie. Chcę kogoś zobaczyć.
***
Lizzie Grand spojrzała z odrazą na swoje lustrzane odbicie. Rozmazany makijaż okalał jej mętne, kiedyś ciemno-zielone oczy, spierzchnięte wargi były byle jak pociągnięte karminową pomadką, na chudych jak patyki nogach jako tako trzymały się jeszcze podziurawione kabaretki, ze słabych paznokci dawno odpadł prawie cały lakier, a cienkie włosy wymykały się z kucyka na czubku głowy.
- Co ty zrobiłaś-szepnęła do siebie-Co ty do cholery zrobiłaś!
Nigdy nie potrafiła przyznać, nawet przed samą sobą, że ma problem. Dla niej nie było żadnego problemu, było dobrze. Dopóki zarabiała pieniądze, kupowała co trzeba i od czasu do czasu, kiedy już nie mogła wytrzymać, „pożyczała” od Iana to, co aktualnie miał na zbyciu, było okay. Ian był dobry. Pozwalał jej u siebie mieszkać, nie chciał nic w zamian, nie był nachalny, właściwie to praktycznie nigdy go nie było-załatwiał swoje sprawy, albo leżał jak nieprzytomny na jednej ze starych, brudnych kanap. Lizzie zauważyła, że się zmieniła, dopiero kiedy za wszelką cenę chciała mieć gdzie spać, nawet w takiej norze jak mieszkanie Iana. Dawna Lizzie nawet nie spojrzałaby na to miejsce.
Nie płakała, od jakiegoś czasu nie miała siły nawet na to. Mechanicznie wykonywała wszystkie czynności. Stała się słabą marionetką, podobną do innych „Aniołków”, jak zwykł na nie mówić Ian. Mówił też, żeby się nie dała, żeby walczyła, bo inaczej nigdy z tego nie wyjdzie, skończy jak one-zdesperowana, wycieńczona, ale wciąż na głodzie, potrzebująca czegokolwiek, żeby poczuć się lepiej.
Nie jestem taka. Nie byłam, nie jestem i nie będę jak one, szeptała czasem w poduszkę tylko po to, żeby następnego dnia powrócić do „normalnego” trybu życia, a nocą znowu powtarzać Nie jestem jak one
O Dolly nie wiedziała nic, tyle tylko, że wujostwo wysłało ją do Londynu, żeby nie mogły się kontaktować. Ciekawiło ją, czy dziewczyna, o której mówiła kiedyś „przyjaciółka” żyje, czy się zmieniła, czy nie skończyła jak ona.
Rodzice niezbyt przejęli się jej problemem. Matka dalej była pogrążona w apatii, wiecznie zmęczona, albo wściekła, a ojciec zbyt zajęty kolejnymi kochankami. Jej starszy brat, Tom, wciągnął ją w swoje towarzystwo, poznała Iana, który był jego najlepszym przyjacielem. A potem Tom uznał, że ma dość, że nie chce się pogrążyć. Wyjechał, znalazł dziewczynę, założył rodzinę i mimo, że obiecywał, że wróci po nią tkwił w San Francisco, czasem wysyłając kartki, które i tak nigdy nie zostały odebrane. Lizzie zmieniała adresy jak rękawiczki, głównie przez problemy Iana, którego wiecznie ścigali „koledzy”, bo był im winien pieniądze. Poza tym nie chodziła na pocztę, w ogóle nie wychodziła do miasta, zwykle nie miała siły, albo bała się, że będzie mieć kłopoty.
Drgnęła na dźwięk jego kroków i odwróciła się. Był inny. Ubrany w czystą koszulkę i chyba nowe dżinsy, umyty, ogolony. Nigdy nie widziała go takiego. W ręce trzymał kilka reklamówek, w drugiej pudełko z pachnącą z daleka pizzą. Uśmiechnął się z wysiłkiem.
- Cześć Liz-powiedział. Uniosła brwi, jedyny dawny atut, który nie uległ dotychczas zniszczeniu.
- Gdzie byłeś?-spytała cicho. Kiedyś robiła mu wyrzuty, jeśli znikał na długo. Bawili się w miłość, w związek, a on zawsze łamał zasady, które ustanowili. Tak. Dla Iana i Lizzie miłość nie była uczuciem, była grą, w którą oni usilnie próbowali grać. Czasem udawali, ze są normalną parą, bez żadnych poważnych kłopotów. Wtedy Ian zabierał ją do miasta, chodzili po lokalnych barach, trzymali się za ręce i całowali. Lubiła jego pocałunki, ale nie te pobieżne, nieczułe, automatyczne, które dawał jej zazwyczaj. Te „normalne” dni były ich ucieczką, jego-do jej ramion, czułości-natomiast jej, do jego pocałunków, gestów, słów.
- Przyniosłem ci coś-powiedział, wręczając jej trzy torby-Wypadałoby w końcu zmienić ciuchy, co?
Zaniemówiła, widząc nowe ubrania i buty . Nigdy nie kupił jej nic nowego, jego prezenty miały ślady użytkowania, nierzadko nawet nie były kupione. Chowała je wtedy za starą, zbutwiałą szafę i dawała przypadkowo spotkanym na dworcu, czy przystankach dziewczynom. Łatwo jej było rozpoznać pozostałe Aniołki, były podobne do niej.
Ian podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- Będzie inaczej-powiedział, a ona jak zwykle postanowiła udać, że mu wierzy…
Dolly i Bientot zatrzymali się przed zaniedbanym domkiem, a dziewczyna zapukała do drzwi. Otworzyła im chuda, ubrana w wypłowiały szlafrok kobieta. Dawna uroda została przykryta przez cienie pod oczami i lekkie zmarszczki, wargi zwęziły się, rysy twarzy stały się ostre i nieprzyjemne, a oczy, niegdyś piękne, wyglądały na wyłupiaste i odznaczały się szczególnie na bladej, drobnej twarzy.
- Słucham-powiedziała cicho. Dolly uśmiechnęła się.
- Zastałam może Lizzie?-spytała uprzejmie.
- A z kim mam przyjemność?
- Dolly Newton.
Kobieta znieruchomiała i otworzyła szeroko usta.
- TA Dolly?
Dziewczyna kiwnęła głową. Pani Grand uśmiechnęła się ciepło, ale zaraz potem zasznurowała usta.
- Lizzie nie mieszka z nami, odkąd wyjechałaś. Nie utrzymujemy kontaktów-powiedziała-Zostawiłaś ją. Najpierw wplątałaś w jakieś dziwne towarzystwo, a potem zostawiłaś-syknęła, zatrzaskując im drzwi przed nosem. Dolly poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Nie chciała tego, nie chciała, żeby Lizzie dalej tkwiła w tym samym bagnie, co ona kiedyś. Prawda bolała, zostawiała ślady, domagała się, żeby ją odczuwać i paliła żywym ogniem, sprawiała, że wszystko zaczęło powoli upadać jak popchnięte kostki domina.
***

Ariel spojrzała jeszcze raz na Kamień. Ostatnio świecił tak, kiedy urodził się potomek przywódczyni Zgromadzenia Białych. Ale przecież ona już nie żyła, jej dziecko też. Ariel zadbała o to w najdrobniejszych szczegółach. Nikt nie mógł jej przeszkodzić, nawet przyszły przywódca. Poza tym Leilę skazano na banicję. Tak… Biedna, naiwna Leila uwierzyła człowiekowi, w którym była zakochana, zaufała mu, postąpiła wbrew planom Stwórcy. Ariel została wysłana, aby odszukać Kamień Losu, ale nie udało się jej, Stwórca nie był zadowolony, a Leila kajała się, zaklinała na wszystko co miała, że go odnajdzie, odnajdzie i odda Stwórcy, w zamian za ułaskawienie i wolność. Wiedziała, że jej ukochany go ma, a gdy go mu odebrała, Ariel zaczęła realizować swój plan. Odebrała Kamień Leili, a jej wysłannicy mieli pozbyć się i kobiety, i jej dziecka. Powiedzieli, że się udało, więc jak niby to, co teraz wyprawiał Kamień mogło być możliwe? Kłamali? Nie odważyliby się, pomyślała i pozwoliła skrzydłom się unieść. Potomek Leili nie żył od osiemnastu lat, Kamień Losu należał do niej, miała władzę. A władzy tej nikt nie mógł jej odebrać. Nie pozwoliłaby na to…
***

Ian odsunął od siebie Lizzie. Nie lubił okazywać uczuć, nie potrafił. Jednak tym razem ktoś zapukał do drzwi, przeszkodził im. Ian pierwszy raz pragnął cudzej bliskości, a ktoś śmiał mu przerwać. Otworzył.
- Pomyłka-powiedział, na widok stojącej na korytarzu kamienicy dziewczyny i już miał zatrzasnąć drzwi, gdy powiedziała głośno.
- To ja, Dolly. Przyszłam do Liz.
Zamrugał szybko oczami, przepuszczając ją. Nie wiedział, że ona i Lizzie się kontaktują. Co więcej, Dolly, którą pamiętał nie nosiła eleganckich ubrań, nie upinała włosów i nigdy nie wyglądała tak atrakcyjnie.
Dolly podeszła do Lizzie i uściskała ją, choć dziewczyna stała sztywna i zimna. Jej mętne oczy patrzyły na Dolly wrogo, wydatne usta przypominały teraz wąziutkie kreseczki.
- Czego chcesz?-zapytała.
- Chciałam cię odwiedzić-brunetka zrozumiała, że nie powinna była przychodzić…
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Lien



Dołączył: 15 Lut 2015
Posty: 1732

PostWysłany: Czw Sty 14, 2016 8:07 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Wybacz, że moja opinia jest dość krytyczna, ale ja w ogóle nie lubię takich książek tu, na forum. Jeżeli już tak bardzo chcecie pisać książki, to czemu nie w jakimś serwisie, który się do tego nadaje? N.p. blog, Wattpad...
_________________


Mod POZNAJMY SIĘ, TOP MUZA, TOP CZYTELNIA i GRY SŁOWNE
Instagram: liens_music_n_cd

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Jula_modelka



Dołączył: 31 Lip 2013
Posty: 198

PostWysłany: Sro Wrz 28, 2016 7:58 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
hahah o Boże. Nie miałam pojęcia, że ktoś tu wchodził odkąd wybyłam z forum xD

Cóż, droga Lien - primo: wiele osób pisze i tu publikuje swoje 'książki'. Na innych forach także (np.mirriel) Każdy gdzieś zaczyna, ja zaczęłam tu, potem jakoś zapomniałam o tym forum i cóż... Wciąż piszę, tylko na rozmaitych stronach, właśnie do tego przeznaczonych, nie tylko polskich. Secundo:opublikowałam to rok temu. I od tamtej pory mnie tu nie było. Tyle tu opowiadań, na którch ktoś się wciąż udziela a Ty wybierasz akurat hmm no uznajmy że moje chcoiaż w sumie niczyje, takie porzucone biedne opowiadanko... (cri). Mam się czuć zaszczycona? Wink
_________________
“ Now my dream is to just have fun for the rest of my life. ”

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Top Model Strona Główna -> Top Czytelnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group