Forum Top Model Top Model
Forum dla fan�w mody i projektowania

FAQ FAQ    Szukaj Szukaj   Lista uytkownikw Użytkownicy   Regulamin Regulamin

 Profil Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj Zaloguj
Proszę Admina o usunięcie!!!!!!!!!!

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Top Model Strona Główna -> Kosz
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Będziesz startować w konkursie?
No jasne!
37%
 37%  [ 3 ]
Nie, to nie dla mnie
12%
 12%  [ 1 ]
W życiu! Ten konkurs jest w ogóle głupi...
12%
 12%  [ 1 ]
Jeszcze nie wiem, ale może wystartuje
37%
 37%  [ 3 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
agrafka
Gość





PostWysłany: Pon Lut 25, 2013 3:21 pm    Temat postu: Proszę Admina o usunięcie!!!!!!!!!!
Odpowiedz z cytatem
__________________________________________________________________________________________________________________________

Ostatnio zmieniony przez agrafka dnia Pon Mar 25, 2013 4:26 pm, w całości zmieniany 1 raz

_________________
Powrót do góry
KiteKat2



Dołączył: 12 Maj 2012
Posty: 911

PostWysłany: Pią Mar 01, 2013 8:42 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Ja startuje! To opowiadanie jest o Blythe, opiekunce zwierzątek LPS.

ROZDZIAŁ 1
Rozdział 1.

Październik w Radosnych Topolach był miesiącem złocistych poranków, zabarwionych purpurą delikatnych mgieł, miesiącem dni kąpiących się w słońcu i nocy zalanych światłem księżyca, pulsujących tysiącami migocących gwiazd. Burze nie mąciły tego spokoju; chłodne wichry ucichły. Blythe patrzyła przez okno na drogę prowadzącą do lasu. O tej porze był piękny, a liście muśnięte blaskami słońca kołysały się leciutko na zefirku. Spokój rozciągał się po całych Radosnych Topolach - było bowiem dopiero tak rano, że littlest pet shop, które spały w oddzielnym pokoju, jeszcze smacznie pochrapywały. Był to czas, kiedy Blythe mogła odpocząć od codziennych wrzasków. Jako opiekunka wszystkich LPS nie miała wyboru - musiała z nimi mieszkać. Codziennością było słuchanie ich "fascynujących" historii, zabawy z nimi czy zapewnianie, że "potwór z kolorowej szafy" nikogo nie zje.
Gniotła delikatnie w dłoni swoje równo obcięte włosy. Puszczając je szybko wróciły na miejsce w niezbyt ciekawym stanie. Nie miała czasu o nich myśleć - usłyszała jakiś hałas. W jej głowie zabrzmiał alarm, że nie jest to dobra osoba, że ta osoba jest gdzieś za nią... Pospiesznie się obróciła. Nikogo za nią nie było. Z westchnieniem usiadła na drewnianym krzesełku i oparła się łokciem o stół. Cieszyła się, że jej pokoik nie musi być kolorowy i wykonany z jakichś innych materiałów, niż drewno. Był prawie pusty, sprawiał wrażenie bardzo zimnego, brzydkiego i zaniedbanego. Podłoga z desek skrzypiała przy każdym kroku, meble wyglądały, jakby właśnie miały runąć, okno było nieszczelnie, a kuchenka czy reszta kuchni w zbyt starodawnym stylu.
Znów coś usłyszała. Podłoga skrzypiała - ten ktoś jest tu. Wstała zmęczona i skierowała się w głąb pomieszczenia. Ujrzała małego kotka. Wabił się Ash i widocznie wymknął się swojej mamie, Lei.
Matka była godna szacunku. Miała trudne dzieciństwo, gdyż błąkała się tedy po ulicy, a gdy już znalazła dom w przytulnym domku starszej pani Thorne, to nie na długo. Babcia narzekała, że Lea zbyt dużo miauczy, gdy tym czasem błagała o jedzenie. Pewnego, deszczowego ranka, wykopała ją za drzwi. Tego tygodnia zdecydowanie schudła i już liczyła na śmierć, gdyż jakiś człowiek znów ją przygarnął. Był to Tomasz Grand, mężczyzna w średnik wieku z małym zarostem i silną budową ciała, jeden z mieszkańców Radosnych Topoli. Lea go oczarowała! Pielęgnował ją, a na dodatek pozwolił okocić się z jego dawnym kotem. Wabił się Narcyz. Był to kot, który chodził własnymi drogami, jednak do Lei wyjątkowo się kleił i nie mógł ukryć zafascynowania nią. Tak samo jak ona. Lea wydała na świat sześć kociaków. Sześć zdrowych, jeden umarł zaraz po porodzie. Lea przeżywała to bardzo silnie. Nie potrafiła zająć się poprawnie potomstwem, gdyż myślała tylko o tym, który zdechł na jej oczach. Nie przejmował się tym Narcyz, nie przejmował się też swoimi dziećmi, nie przejmował się też wreszcie Leą. Kotka nie mogła tego wytrzymać. Po roku spędzonym tam z dziećmi uciekła do Blythe. Dziewczyna nie miała wtedy jeszcze schroniska dla littlest pet shop, jednak zdecydowanie różniła się tym, że miała większe serce dla wszystkich stworzeń żyjących na tej kuli ziemskiej. Przygarnęła Le. Później jeszcze jakiegoś psa, chomika i 3 króliki - niedługo potem stworzyła schronisko. Na wszystkie strony pryskało pozytywną energią i kolorami, zjeżdżalnie wydawały się mknąć aż do nieba, a LPS ożywiły Radosne Topole jeszcze bardziej, niż ktoś mógł by przypuszczać. Parę miesięcy potem Lea okociła się z białym kocurem wydając na świat 6 zdrowych kociąt o pięknym kolorze sierści.
Ash był to najmniejszy z kociaków. Stał teraz niesfornie na swoich czterech łapkach i zrobił do Blythe wielkie oczy. W jego ślepiach krył się smak dzieciństwa, który nawiedzał dziewczynę nieziemskich bólem nie do opisania.
Każde zwierzę ją lubiło, gdyż ona je kochała. Czasem, co prawda - udawała. Jednak teraz naprawdę rozkoszowała się wyglądem malucha. Wzięła go na ręce i przemierzając z nim ciemny pokój otworzyła jedyną rzecz tam, która była w kolorze - drzwi. Szybko przeszła przez kolorowy świat, który był całkowicie pusty. Otworzyła drugie przejście zielonego koloru, na których rozciągały się kształty różowych, fioletowych i czyście szmaragdowych winorośli. Była to wielka sypialnia.
- Ja nie chcę już spać - mruknął z niezadowoleniem. Ash jest znany z tego, że mówi, co akurat myśli. A po jego głowie chodzi wiecznie tylko marudzenie.
- Ale inne zwierzątka to robią - powiedziała Blythe pieszczotliwym głosem.
Kociak wyrwał się jej z rąk. Obrócił się niezdarnie na łapie i poszedł w kierunku zjeżdżalni. Dziewczyna pobiegła za nim.
- Tylko ostrożnie - sapnęła.
Sama wróciła do kuchni, by przeczekać tam dzień, który zdawał się kryć jeszcze przed Blythe wiele niespodzianek. Zapewne nie chciał ich zdradzić, gdyż nie było by już w tym zabawy - a świat uwielbia się bawić.
Po południu wszystkie pethopy wyszły na podwórko, by nasycić się barwami jesieni. Łapanie liści, które wirowały w powietrzu, a następnie wytarzanie się w nich jak w świeżym błocie o poranku, to było ich ulubione zajęcie.
Blythe siedziała na ławce i obserwowała całą gromadkę. Ile zwierząt tam było? Może ze 100.
- Dzień dobry, pani Blythe - usłyszała kobiecy głos. - Piękna dziś pogoda, prawda? Tomasz Grand już od dawna mówił, że w końcu "nadarzy się dzień, kiedy wszystkie chmury rozejdą się, kłaniając swoje pierze pięknemu majestatowi ciepłego, jesiennego słońca". On nigdy nie kłamie. Gdyby kłamał nie byłby Tomaszem Grand, farmerem młodego pokolenia, któremu już kości pękają na wszystkie strony - była to naturalnie Kornelia Moore. Ubrana była w starodawną, rozłożystą suknie koloru karmazynowego, poszytą złotymi nićmi oznaczającymi jej pieniądze, które w rzeczywistości ciągle dawał je jej mąż, w obawie, że rozpowie wszystkim w Topolach o jego chytrości. Pani Kornelia była największą plotkarą w całym mieście. Zachowywała się tak, jak na prawdziwą kobietę w jej wieku przystało, nie odpoczywając ani trochę od obowiązków domowych. Teraz siedziała obok Blythe z nadzieją, że umili jej czas.
- Ależ oczywiście. Długo oczekiwałam takiej pogody, gdyż jest najodpowiedniejsza, by wyjść do lasu. Dziś pospaceruje tam z LPS. Wydaje mi się, że tego potrzebują. Muszą pozbyć się tej energii, której mają nadmiar.
- W życiu nie spodziewałabym się kiedyś, że w Radosnych Topolach powita nas takie coś! No proszę na to popatrzeć - wielkie oczy na zbyt dużej głowie. A te ich ciałko to czysta katastrofa! To żyje!
- Ależ oczywiście, że to żyje i czuje, tak jak my. Widzę w ich krokach pewną grację - każde ich zachowanie jest naturalne, pełne nowych niespodzianek, miłych niespodzianek. Świat bez takich stworzonek byłby bardzo dobry, jednak one go dodatkowo ożywiają. Muszę się nimi zająć, bo przecież nie będę taka jak pańska babka, co kota LPS zagłodziła na śmierć, gdyż miała jeszcze 3 psy, które wydawały się być dla niej ważniejsze. Nadal się o niej na cmentarzu mówi, a przy jej grobie spoczywa figurka jednego, szarego, smutnego zwierza.
- Od początku była znana z tego, iż nie potrafi się zająć wieloma sprawami na raz! - oburzyła się pani Kornelia. - Kiedy zmywała naczynia miała kłopot z trzymaniem talerza, nalania na niego jednocześnie dzbanka wody, a później równego odstawienia tych sprzętów na słońce, by wyschły! Na szczęście dzieci nie powieliły jej tego modelu. Moja matka należała do kobiet zdecydowanych, które potrafiły zarządzać wszystkim dookoła i nikt nie śmiał się jej sprzeciwić. Ewa Moore zmarła 9 lat temu, na szczęście w chwale, gdyż od razu po wybudowaniu porządnego hotelu dla gości. Pani Blythe, ona zmarła na suchoty! Gdyby nie to, na pewno by mogła jeszcze trochę pożyć! Mam nadzieję, że mnie nigdy nie złapią w swoje sidła.
Blythe potrząsnęła głową.
Poczuła ciepełko dopływająca na nią z góry.
- Przepraszam, ale muszę już chyba wyjść z petshopami na spacer. Wie pani, że niektóre boskie stworzenia nie potrafią wystarczająco długo czekać.

ROZDZIAŁ 2
Las o tej porze przecinała już bezuczuciowa, zimna ciemność. Liście drzew nagle jakby stanęły w czasie, wiatr nie zbudzał ich z błogiego snu. Księżyc starał się to oświecić tą szarą rzeczywistość, lecz chmury przysłaniały jego majestat pozostawiając go w beznadziejnej sytuacji.
Tylko Blythe cieszyła ta ciemność. Szły za nią zdyszane Littlest Pet Shop, na które właśnie polały się ostatnie kropelki potu. Dziewczyna jednak dalej szła zdecydowanie i szybko. Nie zorientowała się, że pary za nią stanęły. Odwróciła się na pięcie. Ujrzała cienie o tak złowrogim wyglądzie, że chciało jej się uciec, choć wiedziała, że i tak by nie miała szans. Czuła, jak jej serce przyśpiesza z sekundy na sekundę.
Nie, to były petki... Zwykłe petki i nic więcej. Delikatnie podeszła do gromadki - niegdyś jeszcze tak wesołej. Spędzali każdy dzień przy Blythe - teraz czują się odepchnięte gdzieś w dal, pozostawione własnym problemom i własnym zabawom. One same nie chciały tak żyć, nawet w wielkim, kolorowym domu.
- Co tu się stało? - powiedziała Blythe. Była trochę zniecierpliwiona, co ślepy by rozpoznał po jej głosie.
LPS na chwilę stanęły, spojrzały na siebie i wreszcie jeden z jamników wyjąkał, że tył nie miał siły już dalej iść i się przewrócił. W tej chwili Blythe zorientowała się, że idą już chyba dwie godziny - zapada mrok.
- Ojej! No tak...
Przypomniała sobie o roli opiekunki i o tym, że nie jest tu sama. Szybko pobiegła truchtem na tyły. Leżała tam już półprzytomna panda, a obok niej jeszcze dwa zasapane kociaki i kilka innych zwierząt, którym nogi odmawiały posłuszeństwa. Panda jednak był w najgorszej sytuacji.
- Gromadka! Czekajcie tu - westchnęła dziewczyna i wzięła niesforną pandę na ręce. Wiedziała, że w lesie był wyjątkowo czysty, jak na taką rzecz - strumyk. Zastanowiła się, w którą stronę iść i nagle zniknęła w gęstym lesie.
- Gdzie ona jest? - szeptały między sobą cieniutkimi głosami petki.
Las o tej porze sprawiał wrażenie bardzo niebezpiecznego i złowieszczego. Pająki przesuwały się po swoich pajęczynach, drzewa co jakiś czas szumiały, a grunt pod nogami złożony z liści i patyków, hałasował jak nigdy dotąd. Blythe zgryzła wargi i przyspieszyła kroku. Czuła się dziwnie obco. Czy ktoś ją goni? Jeszcze szybciej, szybciej. Było słychać jej niespokojny oddech. Wiedziała, ktoś jest coraz bliżej. Zaczęła biec. Tak, na pewno, to coś ją goni! I tu runęła na ziemię stwarzając na swoim ciele rany i pozostawiając nieziemskie uczucie, że jest już schwytana i przegrała. Księżyc oświetlał jej blade ciałko i znów wszystko ucichło. Sowa hukała, jakiś świerszcz przeszedł po jej dłoni; pierwszy raz nie miała ochoty go strząsnąć. Spojrzała na pandę. Miała w oczach łzy i nie umiała wykrztusić z siebie żadnego słowa. Wtedy Blythe wstała, otrzepała się i jej nastrój wrócił do normy.
- Idziemy - szepnęła cichutko, lecz i ten szept wydawał się jej głośnym krzykiem.
Zbliżała się do strumyka i już słyszała jego dziwnie spokojny dźwięk. Uspokoił ją co nieco. Odetchnęła z ulgą. Napoiła pandę i odłożyła go na kamieniu by jeszcze trochę odpoczął. Patrzyła na niego parę minut ledwo co oddychając. I gdy tak patrzyła, i myślała, i czekała aż odpocznie - uznała, że jej przeszkadza. No tak! Przecież mogłaby się pozbyć tego niezdary - przenocować w jakiejś chatce, jak wolny człowiek i wyjść już następnego dnia bez petków i żadnego stworzenia. Cały dom byłby dla niej, nie musiała by się denerwować i stresować. Olśniło ją. To znak z nieba.
Panda teraz rozglądał się po lesie szukając wytłumaczenia, czemu właśnie popuścił. Już miał właśnie zacząć, gdy zauważył, że dziewczyny nie ma. Został tu sam. Sam, w środku lasu, na kamieniu. Ciemność i zdezorientowanie. Nie spodziewał się najgorszego. Coś go wzięło od tyłu, udusiło i spakowało do wora. Nic nie dało szarpanie się. Teraz słyszał tylko złowieszczy śmiech. W tej chwili rozpadał się deszcz, który zawsze zwiastuję coś złego...

ROZDZIAŁ 3
Littlest Pet Shop zaczęły martwić się o Blythe. Teraz patrzyły sobie w oczy, które wręcz ze sobą rozmawiały. Jedne z nich mówiły, że nie ma już nadziei i pewnie coś jej się stało, drugie uważały, że trzeba już iść do domu, a jeszcze inne były szczęśliwe z powodu, iż nie muszą patrzeć na dziewczynę, choć była to nieliczna grupka. Po chwili ciszy, wreszcie nadeszła. Jej wyraz twarzy nie mówił nic dobrego.
- Gdzie panda? - zmartwił się koniec grupki.
Blythe nie miała czasu, by odpowiedzieć, gdyż nagle posypały się narzekania.
- Dlaczego musieliśmy tak długo czekać?
- Przecież jest ciemna noc!
- Ledwo tu wytrzymałam!
Zrobił się harmider. Kiedyś dziewczyna ze śmiechem by go uciszyła, lecz teraz stała na samym środku akcji i jako jedyna się nie ruszała. Stała i jakby marzyła o innym świecie. Widząc ją, petki od razu się uciszyły. Po około minucie powiedziała, że pora kierować się w kierunku domu. Zwierzątka, zmotywowane tą wiadomością, ruszyły. Przegoniły szybko Blythe i teraz została przy niej jedynie szynszylka. Bawiące się w śniegu dzieci znalazły ją zeszłej zimy. Minęło wiele czasu, nim się udomowiła, gdyż była bardzo przestraszona i nieśmiała. Do dziś zachowała to drugie. Po chwili wahania jeszcze raz zapytała, gdzie jest panda.
Popatrzyła na nią. Lecz jakoś inaczej, z uśmiechem i sympatią. To ją znacznie zdziwiło.
- Pandzie jest dobrze. Odpoczęła i teraz zapewne się miło uśmiecha ciesząc się, jaką dobrą ma właścicielkę.
- Ale ja jej nie widzę... - wymamrotała szynszyla. - Ona uwielbiała towarzystwo, a pozostawiona sama, wpadała w rozpacz. Dobrze wiesz o tym kochana Blythe, ale czuję, że tym razem to zlekceważyłaś. Coś się dzieje...
I wtedy nagle zwierzę otworzyło szeroko oczy. Przeleciały jej wszystkie ostatnie zachowania Blythe - kiedy nie chciała otworzyć drzwi wiewiórce, która stała na mrozie, jakimś przypadkiem upuściła kuchenny nóż akurat, gdy pod jej nogami łasiły się dwie małe myszki, kiedy przestała się bawić z petkami i kiedy nagle zniknęła panda.... Uświadomiła sobie, co się dzieje.
- Już wiem! - zaczęła się oddalać. - Ty jesteś... jesteś zabój...
Nie zdążyła dokończyć zdania; wściekła Blythe sięgnęła jeden z ostrych patyków, a następnie wbiła go w czoło szynszyli.
- ... czynią. Trzeba ostrzec...
Teraz tylko jasny księżyc oświetlał zwłoki zwierzątka. Zapadła błoga cisza. Deszcz wzmocnił się, oczyszczając czerwone miejsca wokół szynszyli. Krwawa kałuża przedarła się między butami dziewczyny, która popatrzyła w czarne,smutne niebo i krzyknęła:
- Boże, co ja zrobiłam!
Padła w czarnej rozpaczy na kolanach, dotknęła mokrego futra swojej towarzyszki. Gniotła je w zdenerwowaniu, aż wreszcie, w panice, rzuciła nią w drzewo. Odbiła się od niego, jak zwykły przedmiot od ściany. W drzewo walnął piorun. Blythe uciekła, patrząc się na jej palące ciałko, które na pewno zostanie w jej pamięci do końca życia. Ktoś, kto miał być pod jej opieką, zginął - i to z jej powodu.
Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie. Dotarł aż do miejsca, gdzie płynęła rzeka i było słychać płacz pandy. Była nadal w worku. Czuła, że zbliża się do niej ciepło i wiedziała, o co chodzi.
***
Blythe dotarła cała zdyszana do domu.
- Co się stało? - skakał lisek. - Nie widzieliśmy cię przez całą drogę.
Opiekunka poprawiła kołnierzyk od swej czarnej koszulki i powiedziała poważnie i dumnie, iż musiała coś załatwić. Wszyscy weszli do pomieszczenia, kręcąc przy tym główkami. Blythe zapaliła petkom światło i po krótkiej zabawie, którą było skakanie po łóżku, usnęły. Dziewczyna miała teraz dla siebie czas w swojej drewnianej kuchni. Usiadła na niebieskim krzesełku wsłuchując się w wiatr i deszcz, który hałasował podczas uderzania w rynny. Wtem usłyszała syrenę straży pożarnej. Do jej domu wtargnęła pani Kornelia Moore, która przed wyjściem na spacer miło rozmawiała ze swoją sąsiadką.
- Pani Blythe! Las się pali! Jak na razie jeszcze nie uległa zniszczeniu 1/4 lasu, ale niedługo zapewne to się stanie. Boże, mam nadzieję, że nikogo tam nie było! Tomasz Grand wezwał straż pożarną i sam próbuję zgasić pożar, jednak trudno jest opanować ów wielki żywioł. Chodź za mną Blythe, za mną!]
Kobiety skierowały się w kierunku lasu, gdzie przywitał ich cały czarny, spocony Tomasz. Był w piżamie w różowe kociaczki, co by normalnie rozśmieszyło Blythe, jednak nie teraz.
Nagle przybiegła straż pożarna w odblaskowych, czarnych strojach i kaskach na głowie. Patrzyli na towarzystwo. W ich oczach wcale nie krył się strach, leć chęć pomagania i to właśnie było godne podziwu. Radosne Topole cieszyły się, że tylko one mają tak nieustraszoną jednostkę.
- Las się pali - powiedzieli razem.
- Brawo, geniusze! - krzyknął jeden i skierował się z wężem w stronę drzew.
Pod koniec zgaszania niszczącego żywiołu, jeden ze strażaków zawołał resztę. Wszyscy podeszli i przerazili się. Pod spalonym, wielkim i rozsypującym się drzewem, znajdował się drobny szkielecik. Zrobiło się zamieszanie. Wszyscy myśleli, co mogło się stać stworzonku i co to było.
- Chyba szynszyla... - powiedział mężczyzna w odblaskowym stroju drapiąc się po kasku.
Blythe wykorzystując zamieszanie, pobiegła w kierunku rzeki. Nadal tam się paliło, ale strażacy zamiast gasić pożar, byli wpatrzeni w zmarłe zwierzątko. Wściekła się i przeskakiwała po kolei płonące przeszkody wypatrując worek. Zatrzymała się na chwilę by odpocząć i wtedy coś ją złapało za nogę. To była panda. Macała ją z nadzieją przez warstwę brązowego materiału. Blythe szybko ją podniosła i wtedy zrozumiała, że ogień ją otoczył.
- A jednak! - zdenerwowała się.
Nie wiedziała co zrobić, ale wreszcie zdecydowała się wrzeszczeć z całej siły. Nigdy tak się nie darła, ale tu chodziło jej życie. Przybyli ludzie i po zgaszeniu języczków ognia, wzięli ją pod swą opiekę.
- Odprowadzę cię do domu, złotko! - płakała pani Moore. - Ale cóż ma pani w tym worku?
- Nic wielkiego. Tylko liście... - skłamała.
- No dobrze, nie warto się zagłębiać w szczegóły! Grunt, że nic nikomu się nie stało, no chyba, że tej szynszyli czy tam komu... Wątpię, czy była pod pani opieką. Pani świetnie przypilnuje każde stworzenie, prawda? O tak, pani Blythe, o tak! Jest pani świetną opiekunką!

ROZDZIAŁ 4
Kiedy Blythe weszła do domu, rozmyślała chwilę nad słowami pani Moore. Czy naprawdę była dobrą opiekunką? Duma zaczęła chodzić jej po głowie. Cieszyła się, że znowu ktoś ją pochwalił. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i skierowała swe nogi do sypialni. Już właśnie miała upaść z uczuciem ulgi na łoże, gdy nagle usłyszała cichy, cierpiący dźwięk. To panda! Przykryta pod kołdrą, zdychała z braku powietrza. Pospiesznie i energicznie wzięła w ręce kołdrę i rzuciła na podłogę.
- Nic ci się nie stało? - mówiła zakłopotana.
Wziąwszy worek ze zwierzęciem, usiadła lekko na wygodnym materacu. Tam położyła go na kolanach i delikatnie odwiązała. Brwi jej się zmarszczyły ze współczucia i ledwo powstrzymała płacz. Przez chwilę zapomniała, że to ona to zrobiła. Szybko wychyliła się kształtna, sympatyczna buźka malucha. Ze strachem oglądało pokój, jakby widziało go po raz pierwszy. Gdy jednak jego wzrok skierował się na Blythe, znowu w niego wskoczył i pisnął odrażająco.
- Nie bój się - powiedziała dziewczyna, przyglądając się stworzeniu. - Idź do sypialni. Reszta już tam jest.
Panda nie odważyła się odpowiedzieć. Pomachała główką na nie. Przecież to niebezpiecznie by było tu zostać i może jeszcze udawać, że nic się nie stało. To niemożliwe, ale także logiczne. Łatwo zgadnąć, co będzie potem. Wszystkich powybija, bo już wie, do czego jest zdolna. Trzeba ostrzec innych i uciec! To było jedyne rozwiązanie. Ale drzwi dla owego rozwiązania były zamknięte. Ciągle ma ich na oku, takie małe nic nie mogą zrobić
Blythe wygoniła go prawie kopniakiem do pokoju. Nie obudził żadnego petka. Wszystkie spały na swoich różnego rodzaju łóżkach. Nic dziwnego, przeszły męczący dzień. Ze strachem przemierzając ciemność, wskoczył na mebel i schował się pod kołdrę. Drżał cały. Uspokoił go nieco wygląd jego przyjaciół, z uśmiechem na pyszczku i swymi pluszaczkami do spania.
W nocy śnił mu się sen. Goniła go z nożem Blythe! I nie tylko jego. Za nim biegły z przerażeniem dziesiątki innych Pet Shopów. Zwinnie schował się pod komodę i patrzył, jak jego koledzy tracą życie. Obudził się. Była godzina 1:30. Normalnie poszedłby do swojej opiekunki i opowiedziałby jej swój straszny sen, ale teraz po prostu leżał jak kamień i rozmyślał.
***
Ranek był pochmurny, smutny i nieco deszczowy. Każdemu chciało się spać, ale nie każdemu żyć w tak niemiły dzień. Był wyjątkowo leniwy. Petki poszły zjeść śniadanie później niż zwykle, gdyż dłużej spały. Jedyny na posiłku nie zjawił się panda.
- Gdzie on jest? - pytały się po kolei.
Blythe przypomniała sobie o całej sytuacji. Zmarszczyła brwi i pokiwała głową przymykając oczy.
- Widocznie nie chcę dziś zjeść - powiedziała sucho.
Ucichło. Wszyscy zabrali się za przypaloną jajecznicę. Obrzydzająca, ale tylko to im zostało. Wiedzieli, że nie przygotowałaby im nowej. Ciszę jednak przerwał nieśmiały, ciekawski głos strusia:
- A gdzie moja przyjaciółka? Szynszyla.
Dziewczyna nagle wściekle wstała. Rzuciła serwetkę na stół, skarciła wzrokiem zwierzątko i odeszła.
- Co jej się stało?
- Nie wiem. Nie powinna się denerwować tym pytaniem. Może coś jej zaszkodziło?
Pet Shopy wpadły na pomysł, by zrobić burzę mózgów. Była to satysfakcjonująca dla nich zabawa, każdy miał swoje własne zdanie i podglądy. Po paru minutach połączyli wszystkie.
- Podsumując - zaczął czarny kociak o lśniącym futrze - Blythe podczas wycieczki do lasu zjadła trującego grzyba. Zwymiotowała, a panda to wylizał, ponieważ on zje chyba wszystko i się również zatruł. Choroba przeszła na szynszylę, która pojechała ze strażakami do lekarza. Teraz jej nie ma, ale wróci, jak to sugerował zwariowany pudel Boo, przyjdzie, kiedy pojawią się świecące jednorożce.
Wszystkie petki były tego pewne. Uśmiechnęły się dumnie i powiedziały:
- Na pewno tak właśnie było! Chodźmy do pandy.
Zastali go w sypialni. Siedział na łożu. Gdy podeszła do niego reszta, spadł z niego i krzyknął. Z powodu nieprzespanej nocy, oczy miał czerwone, zmęczone, zarazem nieco psychopatyczne i zlęknione.
- Co ci się stało? Dlaczego lizałeś no wiesz co Blythe?
Zwierzątko nie mogło wydusić z siebie słowa.
- Ja... - niespokojna cisza. - Ja... Ja wiem, kim jest nasza opiekunka!


Więcej już nie dam rady wstawić ;p Napisałam to wcześniej, ale jest.
Jaka będzie nagroda? Smile
_________________

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
agrafka
Gość





PostWysłany: Sob Mar 02, 2013 9:34 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Nagroda... Hmm... myślałam, że to jest dla przyjemności, ale się zastanowie... Może coś wymyślę Smile
_________________
Powrót do góry
agrafka
Gość





PostWysłany: Czw Mar 07, 2013 8:57 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Zostały jeszczę 3 dni. Jeżeli nikt się nie zgłosi proszę Admina o usunięcie.
_________________
Powrót do góry
agrafka
Gość





PostWysłany: Nie Mar 10, 2013 10:47 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Przepraszam KiteKat2, namęczyłaś się bardzo, ale nikt oprócz Ciebie się nie zgłosił. Adminie! Proszę, usuń to!
_________________
Powrót do góry
weru
Gość





PostWysłany: Nie Mar 10, 2013 11:18 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Kolejny śmieć Sad
_________________
Powrót do góry
agrafka
Gość





PostWysłany: Nie Mar 10, 2013 11:19 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
[quote="weru"]Kolejny śmieć Sad[/quote]

Prawda. Ale to nie moja wina, że nikt się nie zgłosił.

_________________
Powrót do góry
Lien



Dołączył: 15 Lut 2015
Posty: 1732

PostWysłany: Sob Kwi 30, 2016 9:20 am    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Kiedy admin to usunie? ;-;
_________________


Mod POZNAJMY SIĘ, TOP MUZA, TOP CZYTELNIA i GRY SŁOWNE
Instagram: liens_music_n_cd

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
marii



Dołączył: 04 Lut 2016
Posty: 229

PostWysłany: Czw Maj 26, 2016 5:31 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Usunęli ?
_________________
a e s t h e t i c

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
zuziowomsp



Dołączył: 22 Cze 2016
Posty: 194

PostWysłany: Czw Paź 06, 2016 1:52 pm    Temat postu:
Odpowiedz z cytatem
Usuwam
_________________
moderator Konkursy
Blog: http://simstoriesandnews4.blogspot.com/

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Top Model Strona Główna -> Kosz Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group